Telegatunki

Trudne sprawy

Dlaczego ja

dlaczego ja - informacje

ukryta prawda - odcinek 115

artykuł

"Trzeba pamiętać jednak, że stały się one odpowiedzią na ekonomiczny kryzys, szczególnie na reklamowym rynku oraz -jak
się często argumentuje – obniżone społeczne gusta"

podpisy pod wypowiedziami - paski informacyjne

kamera wewnątrz akcji

3 dni kręcenia -niskobudżetowy (60 -100 tys.)

narrator - powtarzanie tego, co widz widzi

Nie piękne wnętrza i poprawna polszczyzna (elity) - "Klan": "paradokument wydaje się dopuszczać do głosu (i to dosłownie)
marginalizowaną do tej pory przez telewizję, bo nieuprzywilejowaną grupę społeczną i prezentować bliższy odbiorcy obraz świata, bez idealizacji, taki, jaki ma na co dzień i o jakim czyta w codziennej prasie pokroju ,,Faktu”

"To zaspokojenie chęci czy potrzeby oglądania cudzego nieszczęścia, prezentowane w podobnej, tabloidowej formie (sensacyjne, szokujące i kontrowersyjne tematy dotyczące prywatnego, intymnego życia; uproszczona wizja przedstawionego świata; szybka, nieskomplikowana i często subiektywna narracja; kolokwializmy i wyrazy nacechowane emocjonalnie; naturalistyczne zdjęcia) sprawia, że widz czuje się lepiej we własnym, może nie do końca udanym, ale w miarę spokojnym i poukładanym życiu.

,,A co ze znanymi ludźmi? Znudzili nam się, bo za dużo potrafią. Tańczą na lodzie, śpiewają, gotują, mają fantastyczne ciuchy,
sportowe samochody i romanse na prawo i lewo. Zazdrość o bogate życie jest już passé” (Kurowski, 2013).

"oglądanie „życiowych” spraw i problemów zwykłych, przeciętnych ludzi, a czasem i tych z tak zwanego marginesu społecznego, sprawia, że większości Polaków łatwiej jest się z nimi identyfikować, bo podobnie jak oni żyją często w skłóconych rodzinach, toksycznych związkach, nie mają wyższego wykształcenia, mają za to sporo problemów, które wynikają z ich życiowej sytuacji.

"Dla wielu widzów seriale paradokumentalne to nie tylko rozrywka, ale też drogowskaz (film instruktażowy, edukacyjny), a ponadto zaspakajają niewyczerpane źródło ludzkiej przyjemności pochodzące z podglądania. Wojeryzm, zaglądanie przez przysłowiową dziurkę od klucza i niezaspokojona ciekawość życia sąsiadów – w tę potrzebę trafiają one bezbłędnie.

"Seriale paradokumentalne, z racji tego, że tak do siebie podobne i masowo oglądane, uruchomiły na nowo wspólną płaszczyznę porozumienia, nawet międzypokoleniową. To, o czym przed kilku laty mówiono, zresztą zgodnie z prawdą, iż zanikła tradycja wspólnego oglądania telewizji przy jednym stole na rzecz różnych, a przede wszystkim osobnych, indywidualnych strategii odbiorczych i wielu mediów w przestrzeni jednego mieszkania, zdaje się w tym przypadku odwracać. Następuje tu powrót do idei telewizji pełniącej funkcję integrującą. Programy tego typu oglądają całe rodziny, wspólnie komentują treści poszczególnych odcinków i dyskutują na temat występujących w nich bohaterów, na przemian chwaląc czy krytykując ich postawy, zachowania i dokonywane wybory"

Z. NAŁKOWSKA "MEDALIONY" - DOROŚLI I DZIECI W OŚWIĘCIMIU

Dzieci w Oświęcimiu wiedziały, że mają umrzeć. Do uduszenia w gazie wybierano mniejsze, nie nadające się jeszcze do pracy. Selekcji dokonywano w ten sposób, że dzieci przechodziły kolejno pod prętem zawieszonym na wysokości jednego metra i dwudziestu centymetrów. Świadome powagi chwili, te mniejsze, zbliżając się do pręta, prostowały się, stąpały wyprężone na palcach, by zaczepić głową o pręt i uzyskać życie.
Około 600 dzieci, przeznaczonych na uduszenie, trzymano w zamknięciu, nie mając jeszcze kompletu potrzebnego do wypełnienia komory. Też wiedziały, o co chodzi. Rozbiegały się po obozie i chowały, jednak SS-mani zapędzali je z powrotem do bloku. Słychać było z daleka, jak płakały i wołały o ratunek.
- My nie chcemy do gazu! My chcemy żyć!
Do jednego z doktorów zastukano nocą w okno jego lekarskiego pokoiku. Gdy otworzył, weszło dwóch chłopców zupełnie nagich, skostniałych na mrozie. Jeden miał dwanaście, drugi czternaście lat. Udało im się zbiec z samochodu w chwili, gdy podjeżdżał do komory gazowej. Lekarz ukrył chłopców u siebie, żywił ich, zdobył dla nich ubranie. Na zaufanym człowieku przy krematorium wymógł, że ten pokwitował odobiór dwu trupów więcej, niż otrzymał. Narażając się każdej chwili na zgubę, przechował u siebie chłopców do czasu, gdy mogli znów ukazać się w obozie nie wzbudzając podejrzenia.
Doktor Epstein, profesor z Pragi, przechodząc ulicą między blokami oświęcimskiego obozu w pogodny poranek letni, zobaczył dwoje małych dzieci jeszcze żywych. Siedziały w piasku drogi i przesuwały po nim jakieś patyczki. Zatrzymał się przy nich i zapytał:
- Co tu robicie, dzieci?
I otrzymał odpowiedź:
- My się bawimy w palenie Żydów.

O ile nie zaznaczono inaczej, treść tej strony objęta jest licencją Creative Commons Attribution-NonCommercial 3.0 License